Cała, zwarta i gotowa trójka podróżników znalazła się już razem we Wrocławiu. Ostatnie chwile na rozdzielenie sprzętu, małe roszady w plecakach, wspólna kolacja, uściski bliskich i W DROGĘ !
Niesłychana energia, ekscytacja, iskry w oczach oraz nieposkromiony głód przygód - to wszystko co w tej chwili w nas siedzi ;)
Do usłyszenia w niedziele z Kathmandu !
piątek, 19 września 2014
niedziela, 14 września 2014
Odliczanie
Ekipa jest już zwarta i gotowa! Wszystko jest dopięte na ostatni guzik,
więc pozostało jedynie odliczać dni, godziny i minuty do upragnionego
startu. Przez weekend dotarły do nas ostatnie przesyłki i każdy mógł
odetchnąć z ulgą, że wszystko idzie zgodnie z planem.
Ponadto kolejną dobrą wieścią jest to, że mamy 2 dodatkowe koszulki,
które chętnie oddamy w dobre ręce, także zainteresowane osoby prosimy o
kontakt. Rozmiary zostaną podane później.
Pewnie zastanawiacie się co u Ola... Bilet do Katmandu już ma kupiony i będzie tam pojutrze, a wcześniej w wolnych chwilach bawił się tak...
![]() |
Najlepsze selfie ever |
Pewnie zastanawiacie się co u Ola... Bilet do Katmandu już ma kupiony i będzie tam pojutrze, a wcześniej w wolnych chwilach bawił się tak...
Taj Mahal o poranku |
poniedziałek, 8 września 2014
11!
Wszyscy uczestnicy coraz bardziej się jarają nadchodzącym wyjazdem. "Polska" część już nie może się doczekać lądowania w Katmandu, z kolei Olo najchętniej już by nas odebrał z lotniska.
Odnośnie Ola to ostatnio borykał się z kłopotami zdrowotnymi, ale po wyzdrowieniu skupił się na zwiedzaniu architektury Orientu.
Większość sprzętu już została skompletowana przez oczekujących w blokach startowych. Teraz czas na skupienie się, aby zminimalizować wagę plecaka, co będzie najtrudniejsze dla dziewczyn. Mając doświadczenie po poprzedniej wyprawy na pewno z łatwością wyeliminują zbędny ekwipunek. Dziękujemy sponsorom!
Pozdrowienia z ul. Wieczystej |
Bandziorowi na pewno spodobała się puchówka, a w tle domowy terror się rozgrywa |
Najważniejsze z tego wszystkiego jest fakt, że do startu pozostało dokładnie 11 dni!
sobota, 30 sierpnia 2014
Nowy rekord i wywiad
No więc krótko mówiąc: udało się!!! Olo wdrapał się na te upragnione 6000m, a dokładniej 6123m.
Tak jak założył udało się to zrobić w ciągu 4 dni. Cztery lata temu trzeba było przełknąć gorzki smak porażki i przez ten cały żyć ze świadomością, że w końcu będzie powrót i ponowny atak. Wtedy zabrakło wielu rzeczy - doświadczenia,
kondycji i dobrej aklimatyzacji, sprzętu (głownie buty i raki zawiodły)
oraz pogody, a ta była w Ladakhu fatalna w 2010.
Po zjedzeniu śniadania w towarzystwie 9 starszych osób z Japonii, wybierających się na ten sam szczyt rozpoczął wędrówkę. Trasa zapisała się w pamięci znacznie trudniejsza niż była w rzeczywistości. To
tylko świadczyło o słabym przygotowaniu poprzednim razem. Na szczęście na trasie działa grupka młodych hindusów pod nazwa
MITRA, którzy na 4000, 4400 oraz przede wszystkim na 5000 maja rozłożony
wielki namiot, w którym każdy może zakupić różne produkty spożywcze lub zamówić posiłek. To oszczędziło dźwigania paru kilo jedzenia,
kuchenki, gazu. Dodatkowo taki namiot
stanowi dla atakujących szczyt główne miejsce przebywania w trakcie dnia, a dodatkowo chłopaki
robili tam świetną robotę utrzymując dobrą, zabawną atmosferę przez cały
czas plus serwowanie naprawdę bardzo smacznego, jak na warunki górskie,
jedzenia.
Miłym akcentem kończącym ten pracowity tydzień był przeprowadzony we wspaniałej atmosferze (dzięki Pani redaktor Martynie) wywiad w zaprzyjaźnionym Radiu Luz. Planowany był udział pozostającej jeszcze w Polsce trójki, ale jednak Domka musiała zrezygnować... Natomiast Gosia i Grzesiek mogli się w końcu spotkać na żywo... Można zaryzykować stwierdzenie, że cała ekipa 2x6k będzie nadawała na tych samych falach. Wywiad z nami będzie w niedzielnym porannym programie Czas Leniwców od 10:00 na 91,6 fm, lub na radioluz.pwr.edu.pl. Miało również miejsce oficjalne przekazanie banera wyprawowego. Pozdrawiamy całą redakcję Radia Luz, a w szczególności Panią Martynę, hej Śląsk.
niedziela, 24 sierpnia 2014
Rowerowa wycieczka 5 dniowa
Siedząc kilka dni w Leh Olo postanowił gdzieś ruszyć, a nie siedzieć w mieście. Z początku chciał wybrać się nad jezioro Pangong (ponad 50-kilometrowej długości, z czego 1/3 leży w Indiach, a reszta w Tybecie). Jednak późnym wieczorem postanowił, że wypożyczy rower i pojedzie na nim do doliny Nubry (na północ od Leh). Jedyna przejezdna droga prowadzi przez przełęcz Khardung La, która jest ponoć najwyższą na świecie przejezdna przełęczą (ponad 5300m).
Trasa to chyba w 100% jazda tylko i wyłącznie pod górę. Nawet nie było płaskich odcinków. Nawet nie przejechał polowy, jak się poddał. W ciągu tych dwóch godzin spędzonych na górze okazało się, że dolina Nubry jest
ulubionym miejscem na spędzenie wakacji przez Hindusów. Szczególnie
wielu jedzie tam na motorach.
![]() |
przełęcz Khardung La |
Zaraz po zatłoczonej przełęczy był
najlepszy moment 5-dniowej wycieczki. Zjazd. Ponad 60 km to prawie tylko
i wyłącznie jazda w dół, ze stopniowo odsłaniającymi się nowymi
widokami.
![]() |
korek podczas zjazdu |
![]() |
60km zjazd + widoki |
Następne 3 dni to już ciężka praca.
Codziennie jakieś hmmm, nawet 6-7h jazdy, aż tyłek bolał.
Po długich męczarniach ale i wielu świetnych
widokach dotarłem do Turtuk, o którym mówi się, że to ostatnia wioska
przed Pakistanem.
![]() |
wioska Khardung - 25 km od przełęczy w kierunku doliny Nubry |
Jak się okazało 4 km dalej jest jeszcze jedna mała wieś. Na stopa zatrzymał ciężarówkę i dojechał do ostatniego szlabanu, za którym jest
kilkunastokilometrowe sporne terytorium Indii, gdzie cywile już nie maja wstępu. Uścisnął dłoń strażnikom, po czym rozpoczął powrót w stronę przełęczy. Cala trasa jest bardzo mocno zmilitaryzowana. Każdej mijanej
po drodze wsi towarzyszy jeszcze większy, odgrodzony murami i drutami
kolczastymi teren wojskowy. Niekiedy znacznie większy
Ostatnia noc spędziłem w Hunder, gdzie na długości kilkunastu km w szerokiej dolinie rzeki utworzyły się wydmy, a
miejscowi sprowadzili wielbłądy, które są główną atrakcją miejsca.
![]() |
wydmy w Hunder |
piątek, 15 sierpnia 2014
W końcu trekking!
Nadeszły kolejne wieści od Ola - nasz guru ma się cało i dobrze...
Wiadomość z 13 sierpnia:
"Dzisiaj
rano wróciłem z gór - odcinek, który planowałem zrobić w 5 dni zrobiłem w
4, ale muszę przyznać, że było ciężko. Przedwczoraj z wysokości 3700m atakowałem przełęcz 4900 (chociaż lokalne mapy podają, że to 5110m, ale
ja w to nie wierzę). Na ten odcinek dołączyłem do 5-osobowej grupy z
Francji, żeby samemu nie iść. W Ladakhu w górach prawie sami Francuzi.
Podobnie jak Polacy w Gruzji.![]() |
góry Ladakhu |
Wczoraj do przejścia miałem
kolejną przełęcz - tym razem 4700m zaczynając wędrówkę z 3800. W obu
przypadkach największym problemem było targanie 20-kilogramowego
plecaka. A ponad połowy z jego zawartości nie potrzebowałem na tym
trekkingu. Jednak dopiero teraz będę mógł większość rzeczy zostawić w
Leh, do którego dziś rano przyjechałem i z może 10-12 kilogramowym
plecakiem zrobię 5-dniowy trekking w okolicy Tso Moriri, aklimatyzując się przed Stok Kangri. Drugą przełęcz przeszedłem razem z parą z Belgii, którzy tez woleli iść z kimś, jako ze był to ich pierwszy trek w życiu.
Nie
wiem czy to jest w ogóle możliwe, ale czuję jakby mój organizm przez te parę lat chodzenia po górach trochę się przyzwyczaił do wysokości. Tym
razem poza zwiększoną zadyszka związaną z brakiem tlenu nie miałem żadnych, nawet najmniejszych, objawów choroby wysokościowej, a przecież wejście na prawie 5-tysieczną przełęcz z 3700m to bardzo duża różnica wysokości. Zero bólów głowy, normalny sen, apetyt (tylko nie mogę już patrzeć na tutejsze placki chapati, ale to nie przez wysokość- zwyczajnie
mi nie podchodzą).
W górach zatrzymywałem się na noc w tak zwanych
"Home Stay", czyli spałem w normalnych lokalnych domach, u zwykłych
rodzin, jadłem to co oni. Jedzenie ladakhijskie jest bardzo proste. Na śniadanie tu występują: jajko sadzone (przy odrobinie szczęścia z
niewielkim dodatkiem warzyw) oraz chapati (przy odrobinie szczęścia z masłem lub dżemem). Obiadokolacja to ryż, na ogół z jakaś zieleniną
(przy odrobinie szczęścia z zupką) lub "stew"/"stu" - czyli małe
kluseczki z warzywami. Jako lunch na wyjście dalej w góry dostawałem np:
jajko na twardo, gotowanego ziemniaka, mały soczek, kit-kata i oczywiście chapati... Dzisiaj w Leh w końcu zjem coś porządnego, a pewnie będzie to jakiś makaron z serem i pomidorami. Dziwne, bo nigdy nie przepadałem bardzo za pomidorami, ale od 2 dni nie myślę o niczym innym
do jedzenia tylko o pomidorach.
![]() |
Poranny targ warzywny na jeziorze Dal w Srinagarze |
![]() |
stare miasto w Srinagarze |
Jeśli wszystko pójdzie po mojej myśli to 15-16 pojadę nad to jezioro i nie będzie ze mną ponownie kontaktu przez jakieś 5-6 dni. Dzień przed wyjazdem tam lub dzień po (pozwolenie jest ważne przez tydzień) w ramach odpoczynku wypożyczę sobie rower i z Leh (3700) wjadę na ponoć najwyższą przejezdna przełęcz na świecie - Khardung la. Moja mapa podaje, że to 5360m ale
lokalni (jak zwykle) podają nawet ponad 5600m. A potem w miarę swobodny
zjazd..."
czwartek, 7 sierpnia 2014
Kolorowy Ladakh
Kolejna porcja zdjęć od Ola. Tym razem Lamayur - buddyjskie miasteczko w Ladakhu - oraz słynne kolorowe ladakhijskie ciężarówki.
Subskrybuj:
Posty (Atom)