sobota, 30 sierpnia 2014

Nowy rekord i wywiad

No więc krótko mówiąc: udało się!!! Olo wdrapał się na te upragnione 6000m, a dokładniej 6123m. Tak jak założył udało się to zrobić w ciągu 4 dni. Cztery lata temu trzeba było przełknąć gorzki smak porażki i przez ten cały żyć ze świadomością, że w końcu będzie powrót i ponowny atak. Wtedy zabrakło wielu rzeczy - doświadczenia, kondycji i dobrej aklimatyzacji, sprzętu (głownie buty i raki zawiodły) oraz pogody, a ta była w Ladakhu fatalna w 2010.


Po zjedzeniu śniadania w towarzystwie 9 starszych osób z Japonii, wybierających się na ten sam szczyt rozpoczął wędrówkę. Trasa zapisała się w pamięci znacznie trudniejsza niż była w rzeczywistości. To tylko świadczyło o słabym przygotowaniu poprzednim razem. Na szczęście na trasie działa grupka młodych hindusów pod nazwa MITRA, którzy na 4000, 4400 oraz przede wszystkim na 5000 maja rozłożony wielki namiot, w którym każdy może zakupić różne produkty spożywcze lub zamówić posiłek. To oszczędziło dźwigania paru kilo jedzenia, kuchenki, gazu. Dodatkowo taki namiot stanowi dla atakujących szczyt główne miejsce przebywania w trakcie dnia, a dodatkowo chłopaki robili tam świetną robotę utrzymując dobrą, zabawną atmosferę przez cały czas plus serwowanie naprawdę bardzo smacznego, jak na warunki górskie, jedzenia. 
 
 
Ataki na szczyt zaczynają się głównie w nocy, kolo 2. W przeddzień ataku namiot odwiedził Kanadyjczyk, który jak się okazało również był bez żadnego przewodnika i jemu tez pasowało do kogoś się dołączyć. Tak wiec ustalono, że o 1 pobudka, spotykają się w Mitrze i najlepiej przed 2 startują w górę. Nie było wątpliwości, ze Olo nie zaśnie przed atakiem. O 1 w nocy był już w namiocie. Tam zaopatrzył się w wodę, colę i batony. Pierwsza godzina to podejście na niewielka przełęcz i długi marsz po w miarę płaskim terenie. Niestety księżyca na niebie w ogóle nie było i było bardzo ciemno. Jednak bez błądzenia udało się dotrzeć do lodowca, który i tak był znacznie jaśniejszy od skał. Lodowiec na szczęście nie należy do niebezpiecznych, a przecinające go szczeliny są bardzo długie, na szerokość jednego skoku i płytkie, więc praktycznie jedyne, co mogło grozić to wpadnięcie do takiej szczelinowej rzeczki i zmoczenie się (równoznaczne z powrotem do bazy przy takiej temperaturze, a ta była może z -10). Dalej ciężko było odnaleźć cel, ale w oddali widoczne były dwa światła, co pozwoliło  ustalić kierunek. Kolejna godzina to dość strome podejście po kamieniach, bez żadnej wytyczonej ścieżki. Powoli zaczynało się robić jasno, ale chmury cały czas całkowicie zakrywały słońce, na tyle skutecznie, że w ogóle nie ogrzewało. Nowe łapawice puchowe okazały się niezastąpione. Po drodze praktycznie nic nie pił, bo woda była tak zimna, a pomimo dobrego sprzętu chłód stawał się dotkliwy. Jeszcze przed dojściem do grani zaczął padać śnieg, na szczęście nie były to nawet płatki tylko małe, zmrożone kulki. Kryzys oddechowy był już bardzo mocny, ale momentami gdy było widać ludzi z przodu okazywało się, że dystans się wcale nie zwiększa i wszyscy inni idą podobnym tempem. Chyba tylko to sprawiło, że były siły iść dalej. Ścieżka wzdłuż grani przy dobrej pogodzie musiała oferować niesamowite widoki. Po prawej niemalże przepaść oraz w dole Markha Valley, przez którą Olo ponad tydzień wcześniej przedzierał się trekkingowo, a po prawej mniej nachylone skały, którymi szła kręta ścieżynka. W końcu wyłonił się szczyt Stoku Kangri i już wszystko było jasne, że nie ma innej możliwości niż na niego wejść.
 
 
Miłym akcentem kończącym ten pracowity tydzień był przeprowadzony we wspaniałej atmosferze (dzięki Pani redaktor Martynie) wywiad w zaprzyjaźnionym Radiu Luz. Planowany był udział pozostającej jeszcze w Polsce trójki, ale jednak Domka musiała zrezygnować... Natomiast Gosia i Grzesiek mogli się w końcu spotkać na żywo... Można zaryzykować stwierdzenie, że cała ekipa 2x6k będzie nadawała na tych samych falach. Wywiad z nami będzie w niedzielnym porannym programie Czas Leniwców od 10:00 na 91,6 fm, lub na radioluz.pwr.edu.pl. Miało również miejsce oficjalne przekazanie banera wyprawowego. Pozdrawiamy całą redakcję Radia Luz, a w szczególności Panią Martynę, hej Śląsk.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz